piątek, 2 maja 2014

Rok 2012 - podróż do Rzymu

Pomarańcze w styczniu? To możliwe! Na Via Appia w Rzymie
To była wyjątkowa podróż. Styczeń/luty 2012 r. Pierwszy lot samolotem i to do Rzymu!. W gronie kilku osób w ciągu tygodnia zobaczyłam najciekawsze miejsca w Wiecznym Mieście. Dzięki Agnieszce, która zna Rzym jak mało kto (bywa tam kilka razy w roku) od rana do wieczora zachłystywaliśmy się klimatem miasta na siedmiu wzgórzach. Relacja, którą opracowałam po powrocie (notatki robiłam na bieżąco każdego dnia!) może służyć jako przewodnik. Dlatego udostępniam tekst tym, którzy tu trafili i chcą skorzystać z moich zapisków. Miłej lektury!




Wyprawa do Rzymu 
28.01 – 03.02.2012 r.
 dziennik podróży
28.01.2012 r. (sobota)
Wyprawa – pielgrzymka do Rzymu 10-osobowej grupy zaplanowana jeszcze we wrześniu 2011 r. doszła do skutku. Przywitał nas piękny słoneczny dzień i mróz -12oC.
Bez żadnych problemów startujemy z Okęcia o 12.50. Z góry widać pokryte śniegiem pola w Polsce, a potem Karpaty i Alpy. Południowe Włochy zielone! Lądujemy przed czasem – o 14.50, na termometrze +9oC. Na lotnisku czekają na nas samochody, które dowiozą nas na miejsce docelowe. Lidka, Jadzia i Ala wybierają wypasioną limuzynę - czarnego mercedesa, pozostali jadą busem. Po drodze podziwiamy owocujące drzewa cytrynowe, mandarynkowe, pomarańczowe i palmy. Mijamy Termy Caracalli, piramidę Cestiusza z I w. p.n.e., przejeżdżamy obok kościółka Quo vadis i Bazyliki św. Sebastiana. Docieramy na Via Appia Antica 226 do siedziby Sióstr Misjonarek Szkoły, zgromadzenia założonego przez Luigię Tincani. Gdy czekamy na wjazd na posesję nasza organizatorka, a zarazem przewodnik wyprawy, Agnieszka zapowiada otwarcie „bramy raju”. Rzeczywiście, naszym oczom ukazuje się wąska sosnowa aleja otoczona wysokim murem, a na jej końcu druga brama, ażurowa, za którą roztacza się ogromny ogród. Z lewej strony posesji znajduje się dom generalny, w którym mieszka ponad 20 sióstr, a my podjeżdżamy trochę dalej, pod parterowy budynek, gdzie każdy z nas otrzymuje swój własny pokoik.
Po rozpakowaniu i szybkiej przekąsce udajemy się na wieczorna mszę św. do Bazyliki św. Sebastiana, potem zwiedzamy świątynię i zabytki na ulicy Via Appia Antica, np. grobowiec Cecylii Metelli z I w. p.n.e. Otoczenie magiczne, czuje się „ducha starożytności”, a sama droga wybrukowana jest dużymi kamieniami, pamiętającymi jeszcze czasy antyczne.
W drodze powrotnej część osób robi zakupy w małym spożywczym sklepiku. Na miejscu noclegu spotykamy się w przestronnej jadalni, gdzie ustalamy plan następnego dnia, składamy się na noclegi, przejazdy i bilety wstępu. Zmęczeni, ale szczęśliwi zasypiamy.

29.01.2012 r. (niedziela)
Wstajemy bardzo wcześnie, gdyż tego dnia można za darmo obejrzeć Muzea Watykańskie. Nastawienie na długotrwałe oczekiwanie już o 7.00 wyjeżdżamy z Via Appia Antica autobusem linii 660 do Colli Albani. Tam przesiadamy się na metro linii A w kierunku Ottaviano. Pieszo idziemy do murów watykańskich przy ul. Via Ottaviano, a następnie do Muzeum Watykańskiego, które otwierane jest o 9.00. Tam spotykamy się z p. Grażyną, przewodnikiem, Polką, która od 20 lat mieszka w Rzymie. Otrzymujemy od niej specjalne aparaty i słuchawki, dzięki którym zwiedzanie jest wygodne – nawet z odległości kilku metrów słyszymy to, co mówi nasza przewodnik. Poza tym wyglądamy jak agenci CIA z żółtymi słuchawkami w uszach, krążący po wnętrzach muzeum.
Trochę zamieszania powstało na bramce kontrolnej do muzeum. Okazało się, że plecaki Jadzi, Piotra, Irminy i Ali są „za duże” i należało je zostawić w garderobie.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Pinakoteki, gdzie podziwialiśmy dzieła Giotta, Rafaela, Tycjana, Perugino i in. Potem przerwa na kawę (dla rozgrzania!). Następnie udaliśmy się na Plac Szyszki, gdzie obejrzeliśmy szyszkę – element z pierwotnej Bazyliki św. Piotra, obracającą się co pewien czas mosiężną (?) kulę ziemską w chwili katastrofy. Pani Grażyna omówiła walory Kaplicy Sykstyńskiej na podstawie plansz znajdujących się na Placu (w Kaplicy przewodnicy nie mogą opowiadać zwiedzającym o widocznych wokół malowidłach). 
Na dziedzińcu Muzeum Pio-Clementino podziwialiśmy liczne rzeźby, m.in. Grupę Laokoona. Robiliśmy zdjęcia przy mandarynkowych drzewach. Następnie kolejno zwiedziliśmy: Galerię Kandelabrów, Arrasów, Map i polski akcent – obraz Jana Matejki „Sobieski pod Wiedniem”.
Zauroczyła nas Kaplica Sykstyńska, w której przez 20 min. kontemplowaliśmy dzieło Michała Anioła – żywe kolory, uzyskane dzięki rozdrobnionym cennym kruszcom dodanym do farby (np. rubin), a także poszczególne malowidła. Moją uwagę zwróciły złocone zasłony, które wyglądały jak naturalny materiał. Po wyjściu z Kaplicy szliśmy po schodach, którymi na marach niesiono ciało zmarłego Jana Pawła II.
Progi Bazyliki św. Piotra przekroczyliśmy ok.. 13.00. Po prawej stronie od wejścia naszym oczom ukazało się dzieło Michała Anioła – Pieta, Święte Drzwi, grób bł. Jana Pawła II, liczne rzeźby wewnątrz świątyni, m. in. Krystyny Szwedzkiej, a także zabalsamowane ciała papieży – Jana XXIII i Innocentego XI. Indywidualnie obeszliśmy wnętrze świątyni, gdzie podziwialiśmy m. in. szopkę bożonarodzeniową, cyborium - barokowy baldachim z 4 skręconymi kolumnami nad grobem św. Piotra – dzieło Berniniego, witraż wyobrażający Ducha Św., modliliśmy się przy grobie naszego Papieża, porównywaliśmy wielkość Bazyliki (ok. 200 m długości) z innymi kościołami na świecie, m. in. Bazyliką NMP w Gdańsku – długość naw głównych największych kościołów świata zaznaczona jest na posadzce watykańskiego kolosa.
Gdy okazało się, że Piotr nie może wrócić do Bazyliki z 4 plecakami odebranymi z garderoby spotkaliśmy się na Placu św. Piotra, gdzie robiliśmy zdjęcia przy bożonarodzeniowej szopce i choince, zjedliśmy kanapki. O 16.00 uczestniczyliśmy we mszy św. (po polsku!) w Kościele św. Ducha in Sassia, którą celebrował o. Hejmo OP. Po mszy wysłuchaliśmy kolęd w języku polskim w wykonaniu chóru parafii polskiej św. Stanisława w Rzymie. Niektórzy z naszej grupy zamówili błogosławieństwa papieskie dla rodzin, bliskich i znajomych.
Potem poszliśmy na kawę do baru przy Via della Conciliazione, a następnie pod Zamek Anioła, przez Most Anioła, wąskimi rzymskimi uliczkami (świątecznie oświetlonymi). Po drodze wstąpiliśmy do kościoła św. Salwatora in Lauro, gdzie w bocznych kaplicach mieściły się pamiątki-relikwie bł. Jana Pawła II oraz św. o. Pio.  Doszliśmy do Placu Navona Tam podziwialiśmy trzy fontanny – najbardziej okazała tzw. „Czterech rzek” przedstawiała postacie symbolizujące największe rzeki 4 kontynentów – Nil (Afryka), Ganges (Azja), Dunaj (Europa), La Plata (Ameryka Południowa). Odnaleźliśmy na sąsiednim Placu rzeźbę Pasquina, którą w XVI w. wykorzystywano jako tablicę do zamieszczania złośliwych satyr. Od nazwy tej rzeźby pochodzi słowo paszkwil.
Autobusem pojechaliśmy przez Plac Wenecki w stronę Termini – jednej ze stacji metra, podziwiając Rzym nocą. Wysiedliśmy jednak przystanek wcześniej tzn. przy Piazza Repubblica, by uniknąć chaosu panującego na dworcu centralnym. Metrem dotarliśmy do Colli Albani, a stamtąd autobusem linii 660 do naszego rzymskiego domu. Tu czekała na nas przemiła niespodzianka – pyszne drożdżowe ciasto panettone oraz kosz świeżych cytryn i pomarańczy (z listkami) z ogrodu sióstr. Smakowało cudownie.
Po kolacji dzieliliśmy się wrażeniami z całego dnia. Wiele czasu zajęła nam interpretacja „stworzenia człowieka” z malowideł z Kaplicy Sykstyńskiej.

30.01.2012 r. (poniedziałek)
Rano wita nas piękna słoneczna pogoda, ale powietrze jest rześkie. Pierwszym punktem tego dnia jest zwiedzanie ogrodu sióstr – robimy fotografie przy owocujących drzewach cytryn, pomarańczy i grapefruitów. Wychodząc z posesji zauważamy na drzewie kilkanaście zielonych papug, które rozłupywały dziobami szyszki cyprysów i wyjadały ich nasiona.
Przed nami kolejny dzień zwiedzania z przewodnikiem, a w planie aż trzy tzw. Bazyliki papieskie. 0 8.40 wyjeżdżamy na Lateran. Zanim spotkamy się z panią Grażyną, sami zwiedzamy Bazylikę św. Krzyża Jerozolimskiego (kaplicę relikwii drzewa św., gwoździ, tabliczki z napisem, cierni z korony Chrystusa, palec św. Tomasza i in.) Modlimy się u grobu Sługi Bożej Antonietty Meo zwanej Nennoliną.
Pod Bazyliką S. Giovanni na Lateranie czekamy na panią przewodnik, która poinformowała nas o spóźnieniu spowodowanym włamaniem do jej mieszkania.
W Bazylice św. Jana na Lateranie szczególną uwagę zwróciły monumentalne rzeźby Apostołów i piękna mozaika w apsydzie. W górnej części Baldachimu umieszczone są czaszki św. Piotra i św. Pawła. W bocznej kaplicy znajduje się obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
Ogromnym przeżyciem dla wielu z nas było przejście na kolanach po Świętych Schodach, znajdujących się po przeciwnej stronie ulicy. Po pokonaniu (często w ogromnym trudzie) 28 stopni drewnianych schodów, po których stąpał Chrystus - i w drewno wsiąkła Jego krew – dotarliśmy do Sancta Sanctorum, miejsca tzw. „Świętego Świętych”, gdzie znajdują się relikwie wielu świętych.
Następnie na Lateranie obejrzeliśmy Baptysterium, a potem autobusem podjechaliśmy do Bazyliki Matki Boskiej Większej (lub Śnieżnej – według legendy Matka Boska ukazała się we śnie i poleciła, by w miejscu, gdzie spadnie śnieg postawić kościół Jej imienia). Tam także zwiedziliśmy Baptysterium, najpiękniejszą Kaplicę Maryjną Salus Populi Romani (z namalowanym wizerunkiem św. Kingi, relikwie żłobka Jezusa (przed którymi zaśpiewaliśmy wspólnie kolędy - „Przybieżeli do Betlejem” i „Wśród nocnej ciszy”).
Potem  metrem udajemy się do ostatniej z czterech papieskich świątyni, czyli Bazyliki św. Pawła za Murami. Tam mamy godzinną przerwę na posiłek i odpoczynek. Zwiedzanie tej Bazyliki rozpoczęliśmy od dziedzińca z czterema palmami (niestety jedna z nich uschła!). Najciekawsze elementy wewnątrz tego kościoła to medaliony z wizerunkami wszystkich papieży, w tym Jana Pawła II i Benedykta XVI, wysoki na kilka metrów kandelabr (romański paschał} oraz alabastrowe okna. Pod ołtarzem płyta wskazująca miejsce pochówku św. Pawła oraz łańcuchy, którymi wiązano mu ręce.
Po pożegnaniu z panią Grażyną i otrzymaniu od niej wejściówek na audiencję generalną z papieżem (na 1 lutego) idziemy na kawę i ciastko do McCafe. Lidka, Fabio i jego znajomi, którzy dołączyli do nas jeszcze na Lateranie, udali się na wspólne zwiedzanie Rzymu. Z powodu awarii metra zatłoczonym autobusem zastępczym podjechaliśmy pod Circo Massimo, a stamtąd pieszo udaliśmy się na Awentyn. Tam czekały na nas miłe niespodzianki. Przez dziurkę od klucza w bramie zabudowań Zakonu Kawalerów Maltańskich oglądaliśmy oświetloną Kopułę Bazyliki św. Piotra! Piękne, tym bardziej po zmroku! Do Kościoła św. Aleksego weszliśmy w ostatniej chwili i zaraz po obejrzeniu schodów, pod którymi ten Święty dokonał życia, zostaliśmy wyproszeni ze świątyni. Kolejna niespodzianka czekała na nas w Kościele św. Sabiny z V w, gdzie spotkaliśmy Polaka – brata Jana OP, który opowiedział nam pokrótce o historii tego cudownego miejsca. Surowe wnętrze zachwyciło nas, a szczególnie okna z cienkiego betonowego ażuru o geometrycznych kształtach. Polskim akcentem jest tu kaplica św. Jacka Odrowąża, dominikanina. Inna kaplica poświęcona jest św. Katarzynie ze Sieny. Chcieliśmy obejrzeć historyczne drewniane drzwi z wyrzeźbionymi scenami biblijnymi, ale niestety były one w renowacji. Z przylegającego do Kościoła św. Sabiny ogrodu pomarańczowego podziwialiśmy nocną panoramę Wiecznego Miasta.
Powrót do miejsca noclegu wydłużył się. Z powodu długiego oczekiwania na przystanku zmarzliśmy i trzeba było kombinowanymi autobusami i metrem dotrzeć na Colli Albani. Po powrocie na Via Appia Antica znaleźliśmy w kuchni skrzynkę świeżych pomarańczy, które zjadaliśmy z wielkim apetytem w różnych kombinacjach. Siostry znowu zadbały o nasze kubki smakowe!
31.01.2012 r. (wtorek)
Pochmurno, chłodno. Po opuszczeniu domu zwiedzamy kolejną część ogrodu sióstr – z ziołami i drzewami owocowymi. Rozpoznajemy lawendę, rozmaryn, szałwię, a także migdały i drzewa figowe. Potem siostra Sabina pokazuje nam w jednym z budynków szopkę bożonarodzeniową złożoną z drewnianych figurek wykonanych w Val Gardenie, włoskim zagłębiu produkującym tego typu wyroby.
Tego dnia odbyliśmy naprawdę długą pieszą pielgrzymkę z Via Appia Antica aż do Koloseum, przypuszczam, że pokonaliśmy dystans kilkunastu kilometrów, ale po kolei. Przeszliśmy do Bazyliki św. Sebastiana, gdzie od 10.00 zwiedzamy katakumby – razem z przewodnikiem, z małą grupą sióstr prawosławnych z Rumunii i dwójką Polaków. Po raz kolejny dotykamy starożytności, grobowce mają po kilka tysięcy lat. Ciekawostką okazały się napisy wykonywane na kamieniach, co przewodnik zinterpretował jako pragrarffiti. W samej Bazylice zwracamy uwagę na popiersie Jezusa Chrystusa, ostatnie dzieło Berniniego, które niedawno zidentyfikowano i dopiero od 2006 r. wyeksponowano je w tym miejscu.
Stąd udajemy się do Kościoła Quo Vadis starą rzymską drogą, na której panuje niezwykle duży ruch uliczny. Z braku chodnika, czy choćby pobocza jesteśmy zmuszeni iść gęsiego. Dla mnie to czas rozważań, skupienia na wędrówce. Kościół Domine Quo Vadis to polskie akcenty - w l. 60-tych XX w. stał się kościołem tytularnym kardynała Karola Wojtyły, a wewnątrz, przy wyjściu, znajduje się pomnik Henryka Sienkiewicza, autora noblowskiej powieści „Quo Vadis”. Na posadzce kościoła widoczna kopia kamienia z odciśniętymi stopami Chrystusa  - oryginał znajduje się w Bazylice św. Sebastiana.
W czasie dalszej  drogi mijaliśmy kolejno: Bramę św. Sebastiana, Termy Caracalli, Circo Massimo – w tym ostatnim miejscu wyobraziłam sobie żywy spektakl, gdzie pół miliona widzów obserwuje walczące na arenie rydwany, słychać okrzyki zgromadzonego tłumu. W zasadzie pozostała tylko nisza i zarys trasy, którą jechały rydwany, ale przestronne miejsce robi wrażenie. W przedsionku greko-katolickiej Bazyliki Santa Maria in Cosmedin znajduje się jedna z atrakcji Rzymu , tzw. usta prawdy – okrągły marmurowy medalion o średnicy ok. 175 cm, przedstawiający oblicze brodatego bóstwa. Tu fotografowaliśmy się, ale okazało się, że jesteśmy prawdomówni - żadna ręka nie została ukrócona przez słynne usta.
Obok Teatru Marcellusa i widocznej w tle synagogi przechodzimy na Kapitol. Naszą uwagę zwraca pomnik Marka Aureliusza na koniu przed budynkiem rzymskiego ratusza, obok kościół Santa Maria in Aracoeli oraz tzw. Ołtarz Ojczyzny – budowla-symbol zjednoczenia Włoch. Po drodze fotografujemy wilczycę karmiącą Remusa i Romulusa – jedna na ścianie budynku, a druga ukształtowana z żywopłotu. Schodząc w dół ukazuje się Forum Romanum, pozostałość po antycznym Rzymie. Widok niesamowity, szczególnie, gdy naszym oczom ukazuje się Łuk Septymiusza Sewera i kilka skupisk kolumn. Zdjęcia obowiązkowe! Obok miejsca więzienia św. Piotra i św. Pawła, tzw. Mamertinum (stąd określenie pójść do mamra) ujrzeliśmy bosego zakonnika z tonsurą –  spotkać taką postać na ulicy to rzadka okazja. Z daleka widzimy 40. metrową Kolumnę Trajana, która charakteryzuje się reliefem na wstędze opasającym kolumnę 23 razy, a przedstawiającym historię walk z Dakami. Docieramy do Koloseum, chyba najsłynniejszej budowli w Rzymie, w antyku zwanym Amfiteatrem Flawiuszów, miejscu walk gladiatorów.
Ponieważ pogoda nas nie rozpieszczała postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na kawę. Następnie pieszo przeszliśmy do Bazyliki św. Klemensa, gdzie podziwialiśmy mozaikę w apsydzie z XII w. oraz katakumby – każdy z nas nabył bilet za 5 Euro. Na poziomie -1 znajdował się romański kościół i grób św. Cyryla, zaś na poziomie -2 rzymski dom, w którym zachowała się antyczna mozaikowa posadzka oraz dopływ źródlanej wody.
Po zwiedzeniu podjechaliśmy metrem na Colli Albani, gdzie w niedalekim Kościele św. Kacpra uczestniczyliśmy we mszy św. W międzyczasie zaczął padać deszcz i zrobiło się nieprzyjemnie. Do domu przy Via Appia Antica wróciliśmy tradycyjnie linią 660 – jedyną z możliwych, a na kolację zaserwowaliśmy sobie ryż z pomarańczami i dżemem (pycha!).

01.02.2012 r. (środa)
W nocy słychać było padający deszcz, który jeszcze mocno tego dnia dał się we znaki. O 7.30 wyjechaliśmy do Ottaviano, gdzie deszcz tak się wzmógł, że kilka osób zakupiło od azjatyckich sprzedawców parasole. O 9.00 uczestniczyliśmy we włoskiej mszy św. w jednej z kaplic Bazyliki św. Piotra (ostatnia po lewej stronie –kaplica św. Józefa ), a potem przeszliśmy do Auli Pawła VI na audiencję generalną z papieżem Benedyktem XVI. Aula ta wybudowana została jeszcze wl. 60-tych XX w., a może pomieścić 12 tysięcy osób. Tego dnia była zapełniona w 2/3, a gośćmi „Głowy Kościoła” byli ludzie przeróżnych narodowości. Najpierw papież wygłosił homilię, którą potem odczytano w kilku językach, a następnie witano uczestników spotkania także w różnych językach, tj. po francusku, angielsku, niemiecku, hiszpańsku, portugalsku, polsku i włosku. Najpiękniej Benedykta XVI przywitali Hiszpanie (melodyjnymi śpiewami flamenco i kastanietami), a także Amerykanie (żywym, szybkim utworem, z równie energicznym dyrygentem). Dzięki Ewie i Piotrowi dysponowaliśmy dużą polską flagą, którą w odpowiednich momentach powiewaliśmy – niestety pierwotny pomysł rozwieszenia flagi na białej lasce Grzesia nie powiódł się, gdyż strażnicy nie pozwolili na to.
Zimno, ale powoli wychodzi słońce. Po audiencji zrobiliśmy zakupy w sklepach z dewocjonaliami, a potem kawa i ciasto w tej samej kawiarence przy Via Della Concilazione. Stąd autobusem podjechaliśmy pod Bazylikę Najświętszej Maryi Panny powyżej Minerwy, jedynej gotyckiej świątyni w Wiecznym Mieście. Na placu przed wejściem stoi pomnik marmurowego słonia dźwigającego na swym grzbiecie egipski obelisk. Rzeźba słonia zaprojektowana została przez Berniniego i wykuta przez Ercole Ferratę w 1667. Po prawej stronie fasady kościoła znajduje się Hotel Minerwa, którym przed wiekami gościł m.in. Adam Mickiewicz. W XIII w. kościele znajduje się grób Luigii Tincani, założycielki zgromadzenia, do którego należy Agnieszka. Ponadto pochowani tu są aż czterej papieże, malarz bł. Fra Angelico (Jan z Fiesole) oraz pod głównym ołtarzem Katarzyna ze Sieny. W tym samym kościele znajduje się też rzeźba Michała Anioła „Chrystus Zmartwychwstały”. Po wyjściu z kościoła naszą uwagę przykuła monumentalna budowla po prawej stronie, pokryta kopułą – to Panteon, do którego wchodzi się mijając trzy rzędy kolumn zwieńczonych tympanonem. Tu znajduje się grób Rafaela Santi  oraz dwóch królów włoskich Wiktora Emanuela II i Umberta I. Kopuła budowli odlana jest  z betonu, w jej centrum znajduje się oculus o średnicy ok. 7,9 m, jedyny otwór oświetlający wnętrze. Ponieważ otwór nie ma przykrycia, posadzka na środku jest lekko wypukła z odpływem na zewnątrz do odprowadzania wód opadowych.
Z Panteonu przeszliśmy do Fontanny di Trevi nawiedzając po drodze Kościół św. Ignacego (tam relikwie św. Alojzego Gonzagi). Na placu przy Fontannie di Trevi znajduje się kościół św. Vincentego i Anastazego, w którym modlą się zarówno katolicy, jak i prawosławni (w środku współczesny ikonostas). Idąc dalej w kierunku Schodów Hiszpańskich wstąpiliśmy jeszcze do Kościoła św. Andrzeja delle Fratte. Tam św. Maksymilian Kolbe odprawił swoją Mszę prymicyjną. Tam również nawrócił się żydowski bankier Alfons Ratyzbona.  Idąc dalej, minęliśmy Kolumnę z figurą Matki Bożej Niepokalanie Poczętej.
Zmarznięci (pomimo słońca jest wietrznie i wilgotno) znowu wstąpiliśmy na kawę. Potem podziwialiśmy Schody Hiszpańskie. Weszliśmy do Kościoła Trinita’ dei Monti, a ze szczytu schodów zachwycaliśmy się wieczorną panoramą miasta. Po zejściu ze schodów Ala, Gosia i Piotr udali się pod kawiarnię Caffe’ Greco, która powstała jeszcze w 1760 r., a słynie z tego, że kawę pili tu nasi wielcy rodacy, których portrety ozdabiają ściany, np. A. Mickiewicz, C.K. Norwid, Z.  Krasiński, J. Słowacki, Cz. Miłosz i H. Sienkiewicz. Ta kawiarnia to miejsce historyczne, nieformalny rzymski salon artystyczny, który przed laty odwiedzali m.in. Stendhal, Goethe, Shelley, Byron, Bizet, Liszt, Keats, Ibsen, Andersen, Mendelssohn, Casanova.
Metrem i busem 660 wracamy do naszego domu przy Via Appia Antica.

02.02.2012 (czwartek) Święto Ofiarowania Pańskiego
Rano zaskoczył nas przymrozek widoczny na trawie. Pobudka o 5.30, by o 7.00 wyjechać i zdążyć na mszę do Bazyliki św. Piotra (przy grobie bł. Jana Pawła II) na 8.00. Niestety msza celebrowana była przez kardynała w języku hiszpańskim, choć dzięki Agnieszce mieliśmy codziennie polską wersję czytań na dany dzień. Wjechaliśmy na Kopułę św. Piotra – początkowo windą, a potem pokonując ponad 300 schodów pieszo dotarliśmy na balkon, z którego roztaczał się wspaniały widok na Rzym, a nawet Apeniny, na szczytach których widać było śnieg. Jest pochmurno, ale widoczność niezła.
Pod Kopułą zrobiliśmy zakupy suwenirów, fotografowaliśmy monumentalne postacie Apostołów (niestety odwróconych do nas tyłem!) i 2 rybitw, które chyba poczuły zapach naszych kanapek. Po zjeździe na dół udaliśmy się do Kościoła św. Anny, a następnie po ostatnie zakupy do sklepików z dewocjonaliami. Pojechaliśmy autobusem na Wyspę Tyberyjską. Udaliśmy się do Kościoła św. Bartłomieja, wzniesionym na ruinach Świątyni Eskulapa przez Ottona III. W tym kościele mamy polski akcent – znajdują się w nim relikwie św. Wojciecha (pierwotnie ten kościół miał być pod wezwaniem św. Wojciecha, ale opóźniło się przybycie relikwii z Polski).
Obok synagogi, wąskimi uliczkami, po dokonaniu zakupu ciepłych sweterków za jedyne 5 €,  docieramy do Placu Campo di Fiori (nazwę tę znam jeszcze z czasów licealnych, gdy na języku polskim omawialiśmy wiersz Czesława Miłosza „Campo di Fiori”). Na Placu ruch niewielki, bo pada, ale sprzedawcy zachęcają do zakupów. Naszą uwagę zwraca odwrócona do nas tyłem postać Giordana Bruna z brązu - pomnik przypominający spalonego na stosie w tym miejscu w 1600 r. myśliciela. Odnajdujemy restaurację Maranega, gdzie zjedliśmy wspólny, już pożegnalny obiad – wybraliśmy lasagnę lub spaghetti, a na deser tiramisu lub owoce oraz wino, herbatę i kawę.
Po posiłku udaliśmy się do Kościoła del Gesù, w którym znajduje się kaplica św. Ignacego Loyoli – także miejsce jego pochówku oraz kaplice poświęcone Andrzejowi Boboli i św. Franciszkowi Ksaweremu, w których spoczywają ich relikwie. W drodze powrotnej odwiedziliśmy Kościół Santa Maria Annunziata in Borgo.
Autobusem podjechaliśmy w pobliże Kwirynału. Tam w Kościele pw. św. Andrzeja znajduje się kaplica poświęcona św. Stanisławowi Kostce, z jego relikwiami. Jest tu także pokój poświęcony świętemu, pełen pamiątek, obrazów i rzeźb. Przed grobem św. Stanisława Kostki modliliśmy się w intencji młodzieży. Niedaleko, przy skrzyżowaniu odwiedziliśmy ciekawy architektonicznie Kościół św. Karola Boromeusza przy Czterech Fontannach – arcydzieło Borominiego zachwyca falującą fasadą, zadziwia geometrycznymi kształtami wnętrza kopuły. Odbyliśmy spacer obok siedziby Parlamentu włoskiego,i Pałacu Prezydenta Republiki Włoskiej, Pałacu Barberinich, Fontanny Trytona. Metrem dotarliśmy do Arco di Travertino, gdzie w dyskoncie zrobiliśmy ostatnie zakupy spożywcze, a potem odbyliśmy ostatnią podróż linią 660.
Przygotowaliśmy sobie niezwykle miłą kolację - ryż z warzywami i sałatą, sałatkę owocową, wina – białe i czerwone, czekolady. Na koniec wieczoru czynność nie dla wszystkich miła, czyli pakowanie – każdy z nas dostał świeże cytryny i pomarańcze z ogrodu sióstr, pomogliśmy Agnieszce w transporcie dość ciężkich starych czasopism (limit bagażu głównego to 20 kg!).

03.02.2012 r. (piątek)
Ranek pochmurny i deszczowy. Niektórzy już o świcie ważą bagaże (4.30!), sprzątamy kuchnię, łazienki i pokoje. O 6.50 wyjeżdżamy na lotnisko, a gdy niecałe 40 minut później docieramy na miejsce Irmina zauważa, że zaczyna padać deszcz ze śniegiem (następnego dnia w Wiadomościach pokazano Rzym zasypany śniegiem, pierwszy raz po 30 latach!).
Odbieramy bilety w automacie według rezerwacji wykupionej w biurze podróży w Lublinie, oddajemy bagaż główny  i udajemy się na kontrolę bezpieczeństwa. A tu czeka na nas niespodzianka. Musimy zdejmować paski, szaliki, żakiety, buty. Na dodatek okazało się, że lot jest opóźniony w związku z opadami deszczu(?). W rezultacie wystartowaliśmy o 10.15 (z 45. minutowym opóźnieniem), w kolejce do startu – przed nami na pasie oczekiwało na wylot ok. 10 samolotów. Zaraz po starcie widać Morze Tyrreńskie. Gdy mija kilka minut i wzbijamy się wyżej wita nas słońce i bezchmurne niebo. W samolocie jemy słone i słodkie ciasteczka, pijemy soki, colę i wodę – wszystko gratis od Alitalii.
W Warszawie powitał nas silny mróz tj. -18oC, ale słońce i błękitne niebo. Szczęśliwie wróciliśmy do domu. Oj, będzie co wspominać!

Polecam strony:

Rok 2013 - bogaty w podróże po Polsce i Europie

Postanowiłam opisać ku pamięci swoje wojaże z ubiegłego roku. Rok 2013 był dla mnie pod tym względem bardzo udany! Poza domem spędziłam ponad 2 miesiące (w marcu w Muszynie, w maju w Zawoi w Beskidzie Żywieckim, w czerwcu w Paryżu, w lipcu w Rimini we Włoszech, na przełomie lipca i sierpnia w Lloret de Mar w Hiszpanii, w październiku w Wiedniu i Brnie, w grudniu w Czarnolesie i Kazimierzu Dolnym oraz w Przemyślu). 
Co więcej, z Rimini pojechałam do pobliskiego San Marino, które mnie zauroczyło! Położone na wzgórzu miasto-państwo zachwyca zabytkami i uroczymi zakątkami. Warto dodać, że w San Marino znajduje się całoroczny sklep z gadżetami bożonarodzeniowymi. Rimini to dobre miejsce, skąd można zorganizować jednodniowy wyjazd do Wenecji. Miejsce cudne, jedyne w swoim rodzaju, choć mnie trochę przeraziła ilość zwiedzających (przewodniczka twierdziła, że nie ma tłoku!!!). Cudna architektura, wyjątkowe zapachy - nie zawsze przyjemne:( Mam nadzieję, że uda się ocalić Wenecję przed zagładą tj. zatopieniem. Jeden dzień spędzony w parku rozrywki Mirabilandia, bezcenne...Powrót do beztroskiego dzieciństwa i zabaw.
Z kolei z LLoret de Mar miałam okazję pojechać na jeden dzień do Barcelony - Park Güell z wyczarowanymi przez Gaudiego elementami architektonicznymi, Sagrada Familia, tańczące fontanny, a nawet muzeum FC Barcelona warte zwiedzenia! Stare Miasto pełne tajemniczych zakątków! Udało mi się zwiedzić Gironę, która z powodu murów okalających Stare Miasto przypominała mi Dubrownik. Nawet burza nie przeszkodziła mi zachować w pamięci miłych chwil spędzonych w tym mieście z Mają i Patrykiem. Dotarłam też do niezwykłego miejsca na wybrzeżu. Tossa de Mar razi pięknymi widokami na morze i cudnymi, cichymi zaułkami. Polecam.
Nigdy nie myślałam, nie spodziewałam się, że bez specjalnych planów uda mi się zwiedzić tyle ciekawych miejsc w ciągu jednego roku. Warto wierzyć w prowadzenie dobra drogą...
Lloret de Mar
Ja i Maja w Lloret de Mar


Podróże z Wojciechem Cejrowskim

Podróże kształcą. Program "Boso przez świat" Wojciecha Cejrowskiego także. Ostatnio oglądałam odcinek pt. "Tartak", nagrywany w Kongo, a opowiadający właśnie o tartaku - miejscu pracy wielu osób, przyczynie rozwoju lokalnej infrastruktury. Mieszkańcy wioski mają energię elektryczną w swoich domach, a do ich miejscowości prowadzi solidna droga, dzięki której łatwo dostać się do pobliskiego miasteczka.
Zastanawiałam się czy można zrobić interesujący program o tartaku. Okazuje się, że tak. Cejrowski  z właściwym dla siebie poczuciem humoru, energią i elokwencją robi show i  nawet tak nieciekawy, jak dla mnie, temat tartaku, staje się niezwykle atrakcyjnym opisem pracy i życia mieszkańców Afryki.
Wojciech Cejrowski to postać kontrowersyjna. Osobiście cenię go za odwagę, błyskotliwość, wiedzę i pasję podróżowania. Aby poznać bliżej tego fascynującego podróżnika zachęcam do przeczytania książki Wojciecha Brzozowicza "Cejrowski, Biografia", która ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka w Poznaniu w 2010 r. Miłej lektury!

Niezwykła wyprawa na Kilimandżaro

Każdy z nas ma chwile zwątpienia, widzi świat w czarnych barwach. Jakiś czas temu wpadła mi w rękę książka "Każdy ma swoje Kilimandżaro" napisana przez Małgorzatę Wach, a wydana przez Znak w Krakowie w 2008 r. Jest to relacja z wyprawy na Kilimandżaro grupy osób niepełnosprawnych, przedstawiona z punktu widzenia każdego uczestnika. Wyjazd ten zorganizowała Fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko". Wzruszająca, krzepiąca historia. Poniżej, na potwierdzenie tej opinii, zamieszczam kilka cytatów z książki:
Od celu, do którego dążymy, o wiele bardziej istotna jest droga, jaką pokonaliśmy, żeby go osiągnąć.

Staraj się dostrzegać jasną stronę każdego dnia. To, jak odbieramy świat, zależy wyłącznie od nas. Możemy go widzieć jako kolorowy i piękny albo też jako szary i brzydki. Jedno i drugie jest trochę prawdą, a trochę nieprawdą. Ale to ja i każdy z nas osobno decyduje o tym, co widzi.

Patrząc każdego dnia w lustro znajdź w sobie siłę, by powiedzieć: mogę, chcę, dam radę. Uwierz w siebie i miej odwagę zmienić swoje życie. Przecież nikt inny go za nas nie przeżyje.

Życie każdego z nas jest zdobywaniem szczytów. Jest dobrze, kiedy ten szczyt widzimy, ale czasem pojawia się jakiś głaz, który nam go zasłania. Wtedy musi znaleźć się ktoś, kto wyciągnie do nas rękę i powie: słuchaj, ty teraz nie widzisz tego szczytu, ale ja go widzę. Poprowadzę cię.

Jak wędruję przez życie?

Czytam interesującą mnie literaturę faktu, powieści biograficzne, relacje z podróży itd. Szukam w nich sposobów na życie innych ludzi, porównuję warunki życia w innych miejscach na ziemi do tych tu, w Polsce. Odkrywam inny świat, do którego być może nigdy nie dotrę osobiście. Przeżywam historie obcych  mi osób, które po przeczytaniu każdej książki stają  mi się bliskie. W specjalnie założonym zeszycie (nie w kompie, tylko takim z papieru!) notuję ważne dla mnie cytaty z książek. Chciałabym w swoim blogu polecić te opowieści, reportaże, czy relacje, które uważam za warte poznania oraz podzielić się zapisanymi  w zeszycie złotymi myślami.
Uwielbiam podróże w małej grupie osób, takie, które pozwolą mi dotrzeć do rzadko uczęszczanych zakątków, blisko natury. Nie rajcują mnie noclegi w hotelu z basenem, ani tylko i wyłączne wylegiwanie się na plaży. Jeśli jestem w nowym miejscu staram się je "schodzić" i zapamiętać jego oryginalne smaki, zapachy i obrazy.
Blog powstał w marcu 2011 roku, kolejny wpis ukazał się w styczniu 2012 i dotyczył przeczytanej literatury podróżniczej. Obecnie, po ponad dwóch latach postanowiłam zapisywać także relacje z wyjazdów. Pamięć jest tak ulotna... A może uda mi się zainspirować czytelnika do wyruszenia na wyprawę w opisane miejsce?

czwartek, 5 stycznia 2012

Radość wolności!

Polecam do przeczytania książkę Ani Choying Drolmy pt. "Tybetańska mniszka" (wydana przez "Świat Książki" w 2010 r.). Bohaterką jest sama autorka - Tybetanka wychowana w Nepalu. Ojciec Ani fizycznie znęcał się nad nią, więc dziewczynka postanowiła zostać mniszką, aby uwolnić się od sadystycznego ojca. Nie są tu ważne dalsze losy Ani, ale jej stosunek do życia. Niezwykła postawa bohaterki zachwyca - Ami tłumaczy zachowanie ojca, rozumie je, a nawet jest mu wdzięczna za to, w jaki sposób ją traktował, gdyż, według niej, dzięki ojcu spełniła swoje marzenia i osiągnęła życiowy sukces.
Na potwierdzenie mojej opinii cytuję fragment książki:
"Cierpki smak bólu pozwala nam potem lepiej docenić słodycz życia... Nie można zrozumieć czyjegoś cierpienia, chyba, że samemu się go doświadczyło... Nędza ludzka jest, niestety, beczką bez dna i trzeba ją bez przerwy napełniać miłością i współczuciem, żeby nie pozwolić utonąć najsłabszym."
Mądre życiowe myśli, często oczywiste, niezwykła kultura i mentalność ludzi dalekowschodniego kraju - to coś ważnego, co odkryłam w tej autobiograficznej powieści.